piątek, 6 maja 2016

Bispebjerg Kirkegard. Najwyższe wzniesienie Kopenhagi


Dałam sobie dzisiaj w kość. Oj, dałam!



Dzień zaczęłam od Christianii. I tym razem byłam w ścisłym centrum tego legendarnego miejsca. Niestety, nie wolno było robić zdjęć. Christiania naprawdę robi wrażenie -  aby poczuć ten klimat - należy ją po prostu odwiedzić. Porobiłam natomiast zdjęcia Christianshavn - portu (jak również dzielnicy), na terenie którego Christiana się znajduje.








Koniecznie chciałam zwiedzić Bispebjerg - najwyższe wzniesienie miasta. Przejechawszy przez Stroget, minąwszy pałac Rosenborg, popedałowałam - via Norrebro - w obranym wcześniej kierunku. Żeby nie było wątpliwości - jechałam zupełnie na czuja, bo - jak się okazało - Bispebjerg znajduje się tam, gdzie... może nie aż tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, ale z pewnością tam, gdzie nie sięga już moja mapa (obejmująca centrum Kobenhavn).



Pedałując, musiałam, rzecz jasna, się parę razy pogubić. Cała ja! :( Sunąc na niezawodnej Myszce (Miki, rzecz oczywista), modliłam się tylko o to, żeby ta góra przede mną okazała się być moim celem. Gdy stanęłam vis a vis Grundtvigs Kirke - w centrum Bispebjerga (jednej z dziesięciu dzielnic Kopenhagi) - czułam się tak, jakbym zdobyła Everest. Wystarczyło przejść przez ulicę - i już byłam na miejscu.












W drodze powrotnej - zgłodniałam. Nie mam zwyczaju brać ze sobą jedzenia na drogę, więc było jasne, że muszę  gdzieś wejść i coś zjeść. Wybór padł na sernik Oreo (mój ulubiony; generalnie za każdy sernik jestem gotowa dać wiele) w jednej z kafejek. Sernik był pyszny, a kawiarnia mi się bardzo spodobała! Ma klimat :)







Podróż powrotna na Amager również obfitowała w odkrycie nowych miejsc.




Wszystko, co dobre - ZBYT szybko się  kończy. I tak teraz - wspomagając się kawą - siadam do nauki. Niestety, choćbym nie wiem, jak chciała - sesja sama się nie zda.... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.