sobota, 4 czerwca 2016

Już bliżej niż dalej

Mam tutaj być do 30 czerwca. Ależ zleciało te (prawie) pięć miesięcy. Wiadomo, zaliczyłam - i de facto zaliczam nadal - wzloty i  upadki, choć mam nadzieję, że tych wzlotów było, jest i będzie więcej aniżeli upadków. Jakby jednak nie było - powoli muszę ogarnąć resztę prac zaliczeniowych, które mam do napisania (czyli od najbliższego poniedziałku muszę - przepraszam najmocniej - bardzo przysiąść fałdów). Pakowanie zajmie mi minutę i dziesięć sekund, bo mój studencki dobytek jest tutaj naprawdę skromny, ale cała papierologia, rozliczanie wyjazdu et caetera, trochę mnie jednak przeraża. Mam też cichą nadzieję, że zdam egzaminy, że ominą mnie poprawki (jakoś do tej pory mnie zazwyczaj omijały; głupio byłoby więc uwalić ostatnią sesję podczas pięcioletnich studiów). 


(Dzisiejszy Christianshavn)

Widzę jedno - i to mnie bardzo cieszy. Chociaż odrobinę poprawił się mój angielski. Wiadomo, kwestia słuchu, no i mój angielski nigdy jakoś bardzo biegły nie będzie, ale po tych pięciu miesiącach  mówienia - po polsku się z Duńczykiem, niestety, nie dogadasz - i wyłapywania tego, co do mnie mówią - jest to trochę mniej limited English niż był na początku. Z początku Duńczycy za cholerę mnie nie rozumieli i wytrzeszczali oczy przy najprostszym pytaniu. Teraz już jest mimo wszystko znacznie łatwiej - ja osłuchałam się z nimi, a oni ze mną. Fakt, moja mowa jest dość specyficzna (i znów ten słuch!). Nawet mój ojczysty język polski - jakkolwiek pod względem gramatycznym jest całkiem niezły - o tyle akcent sprawia mi niekiedy problemy, jak również wymowa.  



(Christianshavn) 

No i również mnie cieszy - i to chyba jeszcze bardziej - nauka duńskiego! Daje mi taką pozytywną energię! Znam angielski, podstawy języka migowego, skrawki niemieckiego, ochłapy łaciny - to teraz uczę się ojczystego języka Kierkegaarda. I czuję, że na tym nie poprzestanę. Dawno nauka języka obcego nie powodowała u mnie takiej radochy jak duński właśnie! 


(Spacerem w stronę Stroget)

Myślę, że znajdę w najbliższych dniach więcej czasu,  by zająć się blogiem - między innymi przenieść go na wordpressa, wgrać logo itepe. Już będąc zupełnie blisko wyjazdu lub wręcz będąc już - jak to mawia mój Tatuś - 'we Warsowii', napiszę posta podsumowującego wyjazd - z praktycznymi informacjami dotyczącymi Danii, Erasmusa itepe, itede, itepe, itede, itepe. Generalnie: dotyczącymi pędzenia żywota ubogiego studenta w pięknej Kobenhavn. 


(Gnieżdżą się w akademiku,
mają każdy po czajniku...)

Z newsów - Myszor uratowany! Odebrałam go dziś z naprawy. Już wszystko jest dobrze. Aktualnie pożyczyłam go koleżance. 


(Witryna jednej z księgarń)


(I - znów Christianshavn)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.