wtorek, 8 marca 2016

8 marca

Generalnie - moim zdaniem takie ,,święta'' jak Walentynki czy Dzień Kobiet powinno się obchodzić codziennie (w sensie, że okazywać sobie nawzajem uczucie czy kobietom - szacunek), toteż jakoś szczególnie ich nie celebruję... A jeszcze dziś znów ból głowy dał mi łupnia, więc z dwugodzinnych zajęć wyszłam zupełnie śnięta -  nie miałam ani siły, ani ochoty iść dokądkolwiek, gdziekolwiek i po cokolwiek, więc zaszyłam się w akademiku. Tylko wieczorem wyszłam na plażę, żeby przemyśleć parę spraw... Było pięknie. Niebieskie, powoli szarzejące, wieczorne niebo, gdzieś w oddali "zlewające się" z wodą. I łabędź, zażywający kąpieli (chciałam napisać ,,ablucji'' :)) .



Jutro i pojutrze mam wolne. Mam nadzieję, że pogoda dopisze - i będę mogła wybrać się do miasta albo na jakiś dłuższy spacer. Piszę ,,mam nadzieję'', bo ostatnio Kopenhagi ta pogoda nie rozpieszcza.  

O nauce dziś nie piszę - te moje dywagacje na jej temat chyba powoli zaczęły męczyć czytelników bloga ;)

Uznaję Dzień Kobiet czy nie uznaję - niemniej jednak wszystkim moim ,,towarzyszkom kobiecej niedoli'' życzę wszystkiego dobrego i... żeby zawsze wiedziały, że w nas, kobietach, drzemie to, o czym śpiewała najpierw niezrównana moim zdaniem Kalina J., a potem Hanna Banaszak.



Ps. A ja sobie dziś takie dwa prezenty sprawiłam :p tak, wiem, toż to rozpusta :p




...a na uczelni znalazłam - hicior. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.