środa, 2 marca 2016

Imieniny po kopenhasku


Do dnia dzisiejszego myślałam, że najdziwniejsze imieniny spędziłam w 2009 roku, kiedy to świętowałam w warszawskim szpitalu na Banacha (a razem ze mną świętowało 3/4 oddziału neurologii dziecięcej; H. ma imieniny, no to trzeba je jakoś uczcić!). Dzisiejsze imieniny przebiły wszystkie pozostałe.

Wyspawszy się, a następnie zwlókłszy z magicznego mebla zwanego łóżkiem (o siódmej rano Internet odmówił mi posłuszeństwa, toteż rodzinka nie złożyła mi życzeń face - to - face, niemniej jednak uczyniła to esemesowo), zabrałam się za naukę, wyszedłszy z założenia, że, niestety, w pewnym momencie musi nadejść kres jakże słodkiego lenistwa. Pouczywszy się dostatecznie długo, by uznać, że mniej więcej kojarzę o, co - za przeproszeniem - kaman, udałam się do centrum miasta, by wziąć udział w wydarzeniu organizowanym przez International House, czyli instytucję zajmującą się ,,ogarnianiem'' obcokrajowców przybyłych do Kopenhagi. Najbardziej interesowały mnie nadchodzące wydarzenia kulturalne - i wszelkie najpotrzebniejsze informacje dziś uzyskałam:) Spotkałam tam również mojego kolegę z Hong Kongu i dwie koleżanki z Włoch. No i zjadłam kawałek pysznego tortu! :)

Potem zrobiłam sobie małą imieninową przyjemność - a mianowicie zakupy...

Dlaczego nazywam dzisiejsze imieniny ,,dziwnymi"? Bo to jednak dziwne uczucie - świętować tak daleko od domu, w obcym kraju...








(Powyższe - w drodze na event)

(Poniższe - sam event)


























(Poniżej - dźwig górujący nad ratuszem)


I hiciory...


(Przyznam szczerze, że niejakiego skrzata Zgredka się w Kopenhadze nie spodziewałam...)




(Piękne nazwy! Frozen Dreams in Candy Paradise i Fatty Cow)

I coś dla ucha. Moja ukochana kolęda ,,Cicha Noc'' (wiem, że to nie Boże Narodzenie, ale jakoś tak mnie wzięło)...

po szwedzku...


po duńsku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.