piątek, 11 marca 2016

Mentor - Mentees Orientation Dinner :)


Takiej nocy, jak ostatnia, nie miałam dawno. A w zasadzie - chyba jeszcze nigdy w życiu żadna moja noc nie była aż tak zwariowana. Może jednak... zacznę od początku.

Wczoraj w dzielnicy Norrebro - w bibliotece wydziału nauk przyrodniczych Kobenhavns Universitet - odbył się Mentor - Mentees Orientation Dinner - uroczysta kolacja tutejszych mentorów i ich podopiecznych, organizowana przez Studenterhuset.

O 17.30 miałam się spotkać z moimi mentorkami i znajomymi z grupy przed wejściem do rzeczonej biblioteki. No więc - ja, mądra - stwierdziłam, że właściwie to po co mam wydawać 36 DKK na bilet jednorazowy - wolę się przelecieć piechotką. ,,Przelatywanie się piechotką''  z Amager na Norrebro zajęło mi równo dwie godziny, co nie zmienia faktu, że było niezwykle przyjemne, a to z tego powodu, iż dzień był bardzo piękny, bardzo słoneczny (i dziś też taki jest). Poniżej - parę zdjęć z rzeczonego ,,przelatywania się piechotką'':








Zabawa była przednia :) Pogaduchy, wspólne picie winka (ja, jak wiadomo, praktycznie w ogóle nie piję, ale tak czasem... dla towarzystwa to miło jest się napić :) szczególnie, jeśli towarzystwo jest tak wyborne, jak było wczoraj). I dużo śmiechu! Szczególnie przy rozwiązywaniu quizu - a on wcale łatwy nie był (pytania w stylu - czy więcej erasmusowców przyjeżdża na Kobenhavns Universitet czy z niego wyjeżdża, jaki obecnie jest rok w chińskim kalendarzu etc.). 




A wszystko odbywało się pod czujnym okiem naukowców wymalowanych na ścianach. Na przykład - jedną ze ścian zdobił Einstein :)




Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy i... trzeba było zbierać się do domu. A ja miałam problem. Otóż za Chiny nie miałam przy sobie gotówki, by kupić bilet na autobus, a do najbliższej stacji metra (Norreport) miałam pół godziny drogi piechotą. Cóż... odbyłam więc półgodzinny spacer magicznie oświetlonymi ulicami Kopenhagi :) Niestety, w moim smartfonie jak na złość padła wówczas bateria, więc nawet nie miałam jak zrobić zdjęć - a nocna, oświetlona Kobenhavn to po prostu bajka. 

W dwadzieścia minut dojechałam metrem do akademika i - no właśnie - tu musiał nastąpić ciąg dalszy imprezy. Nauka. Cóż, zasadniczo student - wspomożony przez napój energetyzujący - chcąc nie chcąc, do tej nauki zasiada. Zasiadłam i ja. O wpół do pierwszej w nocy. 

Przeczytawszy i zrobiwszy notatki - stwierdziłam, że idę spać. A była już godzina trzecia. 

O szóstej trzydzieści dostałam smsa od Tatusia - wniebowziętego, iż oto dziecko NARESZCIE poszło na całonocną niemal imprezę, że pobudka, pora wstawać. Próbowałam wykręcić się, że nie wiem, czy w ogóle pójdę na zajęcia, jestem śpiąca, zmęczona et caetera. Niestety, Tatuś nie wykazał tym razem jakiegoś szczególnego zrozumienia dla studentki po imprezie - w obfitującym w szeroko uśmiechnięte emotikony esemesie delikatnie zasugerował, by jednak na zajęcia pójść, a potem ewentualnie odespać. Tak więc - po trzech i półgodzinie snu H. zwlokła się z ciepłego wyrka, wypiła kolejnego energetyka, zjadła śniadanie i popędziła na uczelnię. 

Przez całe zajęcia była totalnie śnięta i kompletnie nie kojarzyła, co się do niej mówi. Ale co tam! Raz się żyje, a noc była udana! :)

A teraz - H. leci odsypiać!:)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.