Już coś kiedyś tutaj wspominałam, ale - dziś tę myśl rozwinę. Od wielu osób słyszałam:
- O, jak fajnie! Jedziesz na jedną, wielką, gigantyczną imprezę!
Jak bardzo się te osoby myliły!
Raczej większość czasu spędzam w bibliotekach, bo - po prostu - wymagają tego ode mnie moje zajęcia. Uczęszczam na dwa konwersatoria, ale takie, na które każdorazowo muszę naprawdę sumiennie się przygotować. Bardzo lubię te zajęcia, prowadzą je pasjonaci - wykładowcy, po których widać, że kochają to, co robią. Wkładają w te nasze zajęcia dużo pracy i - widać, że dużo serca. Przyznam się szczerze, że wybierając przedmioty nawet nie przyglądałam się zbytnio, na co się zapisuję, mając na uwadze, że na miejscu miałabym jeszcze 30 dni na ewentualną zmianę Learning Agreement, czyli umowy dotyczącej kształcenia (przedmiotów et caetera). Na pierwsze zajęcia szłam z duszą na ramieniu, jak się okazało - zupełnie niepotrzebnie. Obydwaj wykładowcy okazali się być kulturalnymi, otwartymi ludźmi, którzy - widząc, że masz z czymś problem - naprawdę bardzo starają się ci pomóc. Poza tym - jak pisałam wyżej - prowadzą te zajęcia z taką pasją, że aż wstyd iść na nie nieprzygotowanym. I aż żal nie skorzystać z wiedzy, którą starają ci się przekazać. Trzeba sobie zakodować, że materiału do przygotowania na zajęcia nie jest jakoś okropnie dużo... ale nie jest też bardzo mało. Zajęcia odbywają się na ogół z wykorzystaniem dostępnych multimediów - rzutników et caetera.
Wykładowcy są na luzie. Słowa ,,cześć'' i ,,do zobaczenia'' - w Polsce, przypuszczam, nie do pomyślenia - tutaj problemu nie stanowią. Wiem, że dziwi ich to, jak bardzo ja z kolei jestem oficjalna, ale, niestety, mam problem z przestawieniem się z polskiego sposobu rozmowy z wykładowcą - bardzo oficjalnego - na nieoficjalny, tutejszy. Przyznam, że znów - tak jak na pierwszym roku studiów - mam problem z nomenklaturą i do wszystkich wykładowców zwracam się ,,Panie Profesorze''. Dziś rozmawiałam z jednym z nich na temat prezentacji, którą mam przygotować i - zapytana przezeń - wyłuszczyłam mu, czym się zajmuję na co dzień. Roześmiał się i powiedział:
- No to rzeczywiście masz bardzo wąską specjalizację!
Fakt. Mam wąską specjalizację. Cóż poradzić - taką mam pasję.
Erasmus, owszem, obfituje w różnego rodzaju eventy, ale - wszystko z głową i nic na siłę. Nikt cię do niczego nie zmusza i w ogóle pamiętać należy, że najbardziej tutaj liczy się nauka, a biblioteki są po prostu pełne studentów.
Nic, tylko jechać na Erasmusa! :)
Hit na dziś (uwielbiam takie 'mądrości toaletowe'):
A propos imprez...
(No właśnie... gdzie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.