A wczoraj się działo. Było tak ślicznie i słonecznie, że się naprawdę aż z domu chciało wyjść, no i nie było wiatru (dzisiaj był bardzo silny). Obleciałam kopenhaskie faktorie czekolady (ceny zupełnie zawrotne, więc mogłam tylko - jak to obrazowo mawia mój Tatuś: popatrzeć jak ludzie jedzą lody.
Kolejnym moim przystankiem były ulice Frederiksgade i Bredgade. I kościół Marmurowy - Frederikskirken. Przepiękna budowla z przełomu XVIII i XIX wieku.
Tuż obok - stoi cerkiew Aleksandra Newskiego. Niestety, nie można było wejść do środka.
I pomnik jednego z władców.
Od kilku dni wręcz śniłam o pizzy, a ponieważ tutejsze pizzerie (a raczej ich widok) nie napawają zbytnim optymizmem - wybrałam się od sieciówki. To znaczy - do Domino's. I - zajadając margheritę - raczona byłam piosenkami Shakiry.
Ostatni punkt dnia - Magasin du Nord. Jeden z najdroższych - obok Illum - domów towarowych Kopenhagi. Taki tutejszy Harrod's.
Myślami człowiek jest z Belgią... cały czas mówi się o tym, co dwa dni temu się wydarzyło.
...........
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.