środa, 24 lutego 2016

Nerwy... ale i jeden pozytyw


Dobra, kiedyś musi być ten pierwszy raz. Dziś - z różnych powodów - byłam autentycznie zdenerwowana (jeden parszywy mail, otworzony w parszywej chwili, spowodował, że cały dzień automatycznie stał się dniem parszywym). Muszę jednak przyznać, że jedna osoba sprawiła, że się uśmiechnęłam. Otóż - musiałam pójść do banku i załatwić jedną rzecz. I - kiedy nagle rozległ się dzwonek mojego polskiego telefonu - usłyszałam pytanie, zadane przez pracownika banku:

- Oooo, masz jako dzwonek w komórce muzykę z Ojca Chrzestnego... a w ogóle, to jak tam Twoje duńskie studia?

Miło, że o te studia się spytał:)

Niedawno wróciłam do akademika. Teraz - siadam do nauki... Nadchodzi koniec słodkiego lenistwa.
















Acchhh.... te kopenhaskie chmury i zachody słońca <3

I jeszcze - wspomnienie wczorajszego wieczoru. Musiałam się jakoś odstresować! :)


I The Godfather - jedna z moich ukochanych książek...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.