poniedziałek, 1 lutego 2016

Przenosiny do akademika

O dziesiątej wymeldowałam się z hostelu. Jakieś piętnaście minut zajęło mi dojście na stację metra; z przesiadką jechałam jakieś dwadzieścia (minut, rzecz jasna). Wyszłam z metra i o ile samą ulicę Krimsvej znalazłam stosunkowo łatwo, o tyle znalezienie akademika (mieszczącego się pod numerem 29) zajęło mi już więcej czasu - z tego względu, że wśród nowych osiedli, budujących się domów, akademik - sam będący tak naprawdę w budowie - po prostu wtapia się w tło.

Wtaszczyłam walizę do poczekalni, dostałam klucz i... musiałam czekać. Spędziłam tam trzy godziny. W tym czasie osoba, zajmująca pokój przede mną, zdążyła się wyprowadzić, jak również zostało w pokoju posprzątane. 

Własna łazienka, aneks kuchenny z lodówką, niewielka antresola... Dziś już nie mam siły zamieszczać zdjęć, tym bardziej, że po wprowadzeniu się do pokoju musiałam gnać po zakupy, a potem wypakować swoje rzeczy. 

Oczy mi się kleją... 
Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.